Dziś, gdy w Poniatowej czekamy na budowę farmy wiatrowej, warto spojrzeć tam, gdzie wiatraki już mają. Zapytaliśmy u źródła: jak proces budowy wyglądał naprawdę? Czy wiatraki hałasują? Czy niszczą pola? Co z podatkami, co z protestami?
Zamiast ekspertów, rozmawiamy z człowiekiem, który to wszystko przeżył na własnej skórze. Były burmistrz Radzynia był u steru, gdy w gminie stawiano pierwszą farmę wiatrową. I jak sam mówi – „ludzie się bali, ale dziś nikt nie narzeka”.
To opowieść o decyzji, która na początku budziła strach i sprzeciw, a dziś przynosi konkretne pieniądze, nowe drogi i lepsze życie mieszkańców. Kiedy został Pan burmistrzem Radzynia Chełmińskiego? Krzysztof Chodubski , były burmistrz gminy Radzyń Chełmiński: Zacząłem w 1998 roku. Wtedy w całej Polsce mało kto mówił o energetyce wiatrowej. Gdzieś tam stał pojedynczy wiatrak – traktowany jak ciekawostka z bogatego Zachodu. O farmach wiatrowych nikt nawet nie marzył.
To jak to się u Was zaczęło?
Zgłosiła się do nas firma, której przedstawiciel skontaktował się z mieszkańcami – właścicielami pól nadających się pod wiatraki. Mamy bardzo wietrzny teren, więc potencjał był ogromny. Postawiono 21 turbin, każda o mocy 2,3 megawaty, w dwóch miejscowościach. Potem powstało jeszcze 12 turbin o mocy 3 megawatów, a w 2023 jeszcze 9 kolejnych o mocy 4 megawatów. Mówiono wtedy, że to „perła w koronie Kulczyka”, bo to jego firma realizowała inwestycję. On miał nosa do interesów. Farma ruszyła chyba w 2014 roku. Nie ukrywam, trochę się obawiałem – uruchomienie wypadało dosłownie kilka dni przed wyborami samorządowymi, w których startowałem. Nie obyło się bez emocji i sprzeciwu części mieszkańców.
Z jakiego powodu?
Zazdrość. Klasyczna zazdrość – czemu sąsiad ma dostać pieniądze, a ja nie? Pojawiały się zarzuty o migotanie cieni, hałas – ale ani badania naukowe, ani późniejsza praktyka tego nie potwierdziły. Kilka dni do wyborów, farma rusza, ludzie protestują – i co dalej? Byłem zestresowany, bo rzeczywiście na początku wiatraki były głośniejsze. Ale po dwóch tygodniach je wyregulowano i zrobiło się cicho. A wybory? Wygrałem w pierwszej turze. To pokazało, że decyzja była słuszna. Większość ludzi jest rozsądna, ale cicha – to mniejszość krzyczy najgłośniej.
Jakie korzyści z farmy mają mieszkańcy i gmina?
Właściciele ziemi z wiatrakami mają dodatkowy, pewny dochód. Ale to nie tylko oni – bo przez inne działki mogą iść kable, drogi techniczne i za wszystko właścicielom się płaci. Do tego przed budową trzeba było przygotować drogi i to firmy wiatrowe je remontowały. U nas powstało kilkanaście kilometrów nowych asfaltów – a proszę pamiętać, że kilometr takiej drogi to ponad milion złotych. Firmy finansowały też lokalne akcje: kulturalne, edukacyjne, charytatywne. Kupowały sprzęt do ośrodka zdrowia, do szkoły. I wciąż pomagają, bo dalej inwestują w Polsce i zależy im na dobrej opinii. No i najważniejsze: podatki. W naszej gminie około 50% dochodów własnych to właśnie podatki z farm wiatrowych. To ogromna różnica.
Jak przekonać mieszkańców do takich inwestycji?
Samochody są głośniejsze, a nikt nie protestuje, że jeżdżą. Wiatraki są cichsze. Jeden rolnik powiedział: „Jak sobie wbijesz do głowy, że hałasują, to będą ci przeszkadzać, nawet jak nie hałasują”. To prawda – to w głowie się rodzi. A kiedy powstaje farma, poprawia się jakość życia – moja, mojej rodziny, sąsiadów. Przy drugiej farmie w naszej gminie nie było już żadnych protestów. Po prostu: trzeba to zrobić raz, a potem ludzie sami chcą więcej.
Na koniec kilka prostych pytań i proszę o proste odpowiedzi. Czy przez wiatraki jest głośno?
Nie. Nawet jeśli ktoś mieszka bliżej niż 500 metrów, to nie słyszy. Organizujemy pod wiatrakami festyny, mecze – nikt nie narzeka. W absolutnej ciszy może coś tam słychać, ale to cichsze niż traktor w polu. A migotanie światła? To mit. Może czasem, jak słońce padnie pod odpowiednim kątem, przez chwilę pojawi się cień. Ale to trwa moment i nikomu nie przeszkadza. Żaden stroboskop. Czy krajobraz został zniszczony? Wręcz przeciwnie – dla mnie to atrakcja. Wiatraki mniej psują widok niż komin dymiący z fabryki.
Czy zwierzęta się boją?
Nieprawda. Dzikie zwierzęta chodzą pod wiatrakami – gęsi, bociany. Przylatywały przed budową, w trakcie i nadal są. Żadnych zmian nie widać, szlaki wędrowne ptaków nie zmieniły się, nadal nad wiatrakami przelatuję klucze dzikich gęsi. Często koło wiatraków obserwuję pasące się sarny i inne dzikie zwierzęta. Ładny widok.
Czy wiatraki niszczą rolnictwo?
Nie. Fundament to raptem kilkadziesiąt metrów kwadratowych. Z resztą taki fundament jest bardzo cenny. Po 29-30 latach w tym samym miejscu można postawić nowy wiatrak. Budowa będzie tańsza, a właściciel gruntu może dzięki temu wynegocjować wyższe opłaty.
Czy dziś podjąłby Pan tę samą decyzję?
Bez wahania. Zgodziłbym się ponownie i radni prawdopodobnie też. Mieszkańcy – jestem przekonany – również.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.