Badania były prowadzone przez w ubiegłym roku i w tym. W sumie przez trzy miesiące. Niewykluczone, że archeolodzy wrócą jeszcze do Kłodnicy.
- Anomalie, które nam pokazuje komputer wskazują na to, że są tam jeszcze dwa budynki. Nie możemy w całości przebadać jednego z nich, ponieważ jest tam uprawa malin, wykopaliska wiązałyby się ze zniszczeniem plantacji. Jeśli konserwator zabytków dojdzie do porozumienia z właścicielem tego pola, to my jeszcze tam wrócimy - zapowiada dr Łukasz Miechowicz z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, kierownik badań.
Badania w Kłodnicy fascynowały archeologów od dawna. O tym, że tam było grodzisko wiedzieli oni od 100 lat. Jak przyznają uczestnicy obecnej misji archeologicznej, jest ono najbogatszym obiektem w całej Kotlinie Chodelskiej pod względem liczby zabytków. Zbiór obejmuje m. in. groty strzał, szczątki roślin, naszyjnik z końca X wieku, przedmioty metalowe.
- Zabytków metalowych jest ponad 100, wśród nich sprzączki, elementy stroju, zawieszki. Mamy też dużo przedmiotów, których jeszcze nie zidentyfikowaliśmy, bo są pordzewiałe. Dowiemy się tego po konserwacji. Jest jeden zabytek z brązu w postaci okucia pasa, które ma analogie węgierskie z X wieku, co też jest bardzo rzadkie - podkreśla dr Miechowicz.
Budynek uległ spaleniu, dzięki czemu odnalezione ziarna zbóż czy fragmenty pieczywa nie rozłożyły się. Dostarczy to więc informacji dotyczących sposobów odżywiania mieszkańców Kotliny Chodelskiej w okresie wczesnego średniowiecza. A także o noszonej wtedy biżuterii.
- Mnie zdecydowanie najbardziej ucieszyło znalezienie naszyjnika z monetami. Jest on o tyle ciekawy, że siedem paciorków jest pozłacanych, a pięć kolejnych owiniętych srebrną folią. W Kłodnicy znaleźliśmy bardzo bogaty zbiór. Szkoda, że nie przeprowadziliśmy badań do końca, ale będziemy się o to starać w przyszłości - dodaje kierownik ekspedycji.