To finał głośnej akcji, jaką w lutym br. przeprowadzili lubelscy policjanci w Kowali Pierwszej. W domu Michała B. znaleźli duże ilości konopi indyjskich oraz przedmioty służące do ich dystrybucji - dwie wagi elektroniczne i puste woreczki foliowe. To w nie handlarze pakują działki marihuany.
- Środki odurzające ukryte były w kilku pomieszczeniach. Część z nich schowana była w starym piecu - informowała tuż po zakończonym przeszukaniu kom. Renata Laszczka-Rusek, rzecznik lubelskiej policji.
W domu Michała B. kryminalni znaleźli 11,3 kg narkotyków. - Z takiej ilości sporządzić można prawie 45 tys. porcji dealerskich - dodaje.
Śledczy przedstawili mieszkańcowi gminy Poniatowa zarzut posiadania znacznych ilości środków odurzających oraz udział w ich obrocie.
- Podczas przesłuchania Michał B. przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia - mówiła Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Ale ich treści prokuratorzy nie chcieli jednak ujawniać mediom.
37-letni zootechnik z Kowali zaraz po zatrzymaniu trafił do aresztu. Przebywa tam do chwili obecnej.
Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Był bardzo szybki. Odbyła się tylko jedna rozprawa, 21 września. Na niej Michał B. złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze.
- Oskarżony wnioskuje o zasądzenie kary łącznej 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, grzywnę w wysokości 150 stawek po 20 zł oraz nawiązkę w wysokości 500 zł na cele związane z zapobieganiem narkomanii i przepadek dowodów rzeczowych - potwierdza Biuro Prasowe Sądu Okręgowego w Lublinie.
W poniedziałek zapadł wyrok. Sąd uznał Michała B. winnym i wymierzyła karę.