Rolnik stanął przed sądem po tym, jak w grudniu ubiegłego roku Lubelska Fundacja Straż Ochrony Zwierząt w asyście lekarza weterynarii i policji odebrała mu krowy. Obrońcy praw zwierząt zjawili się w gospodarstwie w Chodlu zaalarmowani przez pracowników Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego w Opolu Lubelskim. Ci kilkukrotnie kontrolowali warunki, w jakich Sylwester W. przetrzymywał bydło. I niemal za każdym razem mieli zastrzeżenia. M.in. do ilości zalegającego w obejściu obornika. Inspekcja nakazywała rolnikowi wywiezienie go. Przy kolejnej kontroli okazywało się, że nie stosował się do zaleceń weterynarzy. Kiedy przyjechali do Chodla w grudniu ubiegłego roku krowy stały na mrozie pod szopą, która miała tylko jedną ścianę. Miały łańcuchy wrośnięte w głowę, u jednej stwierdzono zapalenie wymienia. Wtedy stracili cierpliwość. Sprawą zajął się prokurator. Śledczy oskarżyli Sylwestra W. o to, że utrzymywał bydło w warunkach rażącego zaniedbania oraz wystawiał je na działanie niekorzystnych warunków atmosferycznych.
Chciał mieć proces
W kwietniu tego roku 71-letni Sylwester W. z Chodla został uznany winnym znęcania się nad bydłem. Sąd Rejonowy w Opolu Lubelskim skazał mężczyznę na cztery miesiące ograniczenia wolności i zobowiązał go, aby odrobił karę wykonując prace społecznie użyteczne. Rolnik miał to robić nieodpłatnie przez 96 godzin. Orzeczenie zapadło w tzw. trybie nakazowym, bez procesu. Wkrótce po tym do sądu wpłynęły dwa sprzeciwy wobec wydanego wyroku. Jeden od oskarżonego, drugi od prokuratury.
- Prokuratura wniosła sprzeciw od wyroku nakazowego przeciwko Sylwestrowi W. z uwagi na nieorzeczenie przez sąd obligatoryjnego zakazu przepadku zwierząt oraz nieorzeczenie zakazu posiadania zwierząt - tłumaczyła Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Wyrok został unieważniony i zapadła decyzja o rozpoznaniu sprawy na rozprawie. Pierwsza odbyła się 8 października.
Przeszkadzał świadkom
Przed sądem oprócz Sylwestra W. stawiło się 5 świadków: pracownicy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Opolu Lubelskim oraz Jerzy Wieczorek, lekarz weterynarii z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie oraz Marta Włosek, prezes Lubelskiej Fundacji Straż Ochrony Zwierząt, która występowała również w charakterze oskarżyciela posiłkowego.
- Jedna z krów była w oborze, w której była tyle obornika, że krowa dostawała grzbietem do powały. Mieliśmy nawet problem z jej wyprowadzeniem. Właściciel od początku twierdził, że my się czepiamy i wymyślamy - opowiadał przed sądem Mariusz Zalewski, powiatowy lekarz weterynarii.
Jego wersję potwierdzali kolejni świadkowie.
- Byk był przywiązany w zdewastowanej szklarni, w której przez powybijane szyby hulał wiatr - wracał pamięcią do wydarzeń niemal sprzed roku Jerzy Wieczorek, który jako niezależny ekspert także zjawił się feralnego dnia w gospodarstwie Sylwestra W.
Mówił nie na temat
Oskarżony podczas rozprawy był spokojny, ale sprawiał wrażenie, że nie do końca rozumie zadawane mu pytania, tracił wątek. Mężczyzna wielokrotnie przerywał świadkom składanie zeznań, a także kręcił przecząco głową na znak, że nie zgadza się z ich słowami.
Sam przed sądem tłumaczył, że jego krowy były w dobrym stanie i nie rozumie, dlaczego mu je zabrano. Twierdził także, że lokalna prasa pisząc o jego sprawie oszkalowała go. Zapytany przez sąd, dlaczego nie wywoził obornika utrzymywał, że ktoś tarasował mu wyjazd z podwórka, ale tego kto to był, nie doprecyzował. Sylwester W. podkreślał także, że w "nagonkę" na jego osobę są zamieszane miejscowe władze.
- Wójt w ubiegłym roku przychodził do mnie, żeby wykupić to gospodarstwo. Chcą tam budować stadion. To blisko centrum Chodla, atrakcyjna działka. Ale stawki, które mi oferowano były za niskie - argumentował rolnik.
Obrona zawnioskowała o powołanie trzech dodatkowych świadków.
Sąd przychylił się do wniosku i wyznaczył kolejny termin rozprawy na 3 listopada.