To byli młodzi chłopcy
Moim obszarem była ulica Towarowa, Aleje Jerozolimskie, Chłodna, Marszałkowska, czyli Śródmieście Północne Warszawy. Mieliśmy za zadanie bronić go, żeby Niemcy tu nie weszli. Byłem w zgrupowaniu Armii Krajowej Chrobry II. Było nas ogółem 3,5 tys. żołnierzy. Mówię żołnierzy, ale to byli młodzi chłopcy, którzy pragnęli walczyć, bić się z Niemcami. Mieliśmy dużo barykad, dużo placówek, trochę granatów, pistoletów i kilka karabinów maszynowych.
Niemcy mieli fantastyczne, dobre czołgi - tygrysy, pantery. Mieli pod dostatkiem amunicji. I samoloty, tak zwane Ju 86, Ju 87, czyli sztukasy. To były bardzo groźne bombowce nurkujące. Nie każdy wie o tym, że Niemcy mieli ich tylko cztery i one bez przerwy krążyły nad Warszawą i bombardowały. Ludność cywilna zeszła do piwnic. Domy były zasypywane, bombardowane. Było naprawdę bardzo ciężko.
Mówią mi "dziadku"
Przysięgę powstańczą składaliśmy zaraz przy dowództwie, przy ulicy Siennej 45. Ocalała szkoła, gdzie teraz mamy Izbę Pamięci. Niemcy chcieli ją zająć, ale nie wpuściliśmy ich tam. Dyrektor ma dla mnie dużo uznania. Dzieci wiedzą kim ja jestem, mówią na mnie "dziadku" i jest bardzo fajnie. Patronem szkoły jest mój kolega, który zginął w czasie Powstania - Mirek Biernacki. Dostał kulę koło serca i nie było żadnego ratunku. Miał pseudonim "Generał".
Nie wpuścimy Niemców
Niemcy skoncentrowali olbrzymie siły i uderzyli na Wolę, gdzie dokonali olbrzymiej rzezi na mieszkańcach tej dzielnicy. Postanowiliśmy, że zrobimy wszystko, żeby nie wpuścić ich do naszej dzielnicy. Byliśmy pewni, że jeżeli zdobędą Śródmieście Północne to zrobią to samo co na Woli.
Nie wiedzieliśmy dokładnie w jakim kierunku cofają się oddziały powstańcze. Mój dowódca poprosił, żeby na ochotnika dwóch przeszło się ulicą Towarową i zrobiło rozeznanie. Poszedł jeden starszy kolega, który miał dwadzieścia parę lat. A ponieważ ja mieszkałem w tej dzielnicy i znałem ją, więc jako drugi zgłosiłem się. I obaj poszliśmy w kierunku Woli. Doszliśmy do budynku, który był już wypalony. I co zauważyliśmy? Że przy tej kapliczce stoi trzech Niemców. Byli dobrze uzbrojeni, mieli pistolety maszynowe. Co się okazało? Że ci Niemcy nie zauważyli, że my jesteśmy za nimi. I wtedy mój kolega mówi do mnie: "Ty, "Czarny" zróbmy tak. Ja do nich dam całą serię, a ty rzuć granat i zobaczymy, jaki będzie tego skutek". On krzyknął coś po niemiecku. Niemcy się odwrócili do nas przodem i wtedy całą serię po nich. Rzuciłem ten granat, wielki huk i oni padli. Wyskoczyliśmy na dół, żeby im zabrać broń i szybko zaczęliśmy uciekać tą samą drogą. Jeżeli chodzi o broń i amunicję, to mieliśmy później zrzuty angielskie i amerykańskie.
Znam walki na Starym Mieście, Czerniakowie, Mokotowie, Śródmieściu. Niemcy atakowali czołgami. Teraz wyobraźcie sobie podjechały trzy czołgi. Jak tu podejść do takiego czołgu i jak go zniszczyć? To nie było takie proste. Mieliśmy jednego kolegę, który był tak wyćwiczony w niszczeniu czołgów, że tylko on jeden zniszczył ich w czasie Powstania 17. Zginął co prawda przy tym ostatnim, ale tyle mu się udało. Znał sposób, jak podejść do czołgu. Bardzo dużo chłopaków, którzy poszli na czołgi z butelką albo granatem poległo.
Cmentarzy nie mieliśmy
Mieliśmy bardzo duży kłopot z ludźmi zabitymi. Problem było, gdzie ich pochować. Cmentarzy nie mieliśmy, więc gdzie tylko był jakiś kawałek ziemi to byli grzebani ci, co zginęli. Z mojego zgrupowania zginęło około 600 osób. Mniej więcej dziennie ginęło 10 powstańców z tego oddziału, w którym ja byłem. Mieliśmy dwa szpitale, ale one były słabo zaopatrzone. Nie było lekarzy, sanitariuszek. To były doszkolone tylko sanitariuszki, których bardzo dużo ginęło. Szpitale były bombardowane. Nie było wody ani prądu. Możecie sobie wyobrazić, jak ludzie żyli...
Koń to był rarytas
Skąd była żywność? Początkowo w każdym domu były jakieś zapasy. Później się skończyły. Koń to był rarytas, było ich za mało. Jak nie było koni, to bardzo często jedliśmy psy... Niestety. We wrześniu czasami pokazywały się dwupłatowe samoloty radzieckie, które zrzucały nam worki z sucharami. Czasami udawało mi się wejść do jakiejś piwnicy spalonego budynku, gdzie można było znaleźć trochę cukru, mąki. Jak znalazłem, to sanitariuszki brały do ogólnego wyżywienia.
Poza tym przy ulicy Prostej był młyn i tam było bardzo dużo mąki w workach. Była ona brana na całą Warszawę. Workami nosiliśmy też zboże z zakładów piwowarskich Haberbusch i Schiele, z którego sanitariuszki gotowały tak zwaną "plujzupę". Wody nie było. Kopaliśmy studnie, ale ta woda była bardzo mętna. Musiała powstać w kuble ze trzy dni, żeby się trochę ustała i była zdatna do spożycia.
Nie wiem ilu zabiłem
Harcerze zawsze mi zadają takie pytanie: Ile zabiłem Niemców? Sam nie wiem ilu. Wyobraźcie sobie barykadę, za którą jest 15 powstańców. Najpierw podjechał czołg, za nim szli Niemcy. My za tą barykadą strzelaliśmy do nich. Kiedy zrobiło się ciemno to wiedzieliśmy, ilu ich tam zginęło, bo zabieraliśmy broń, amunicję, hełmy. Do dnia dzisiejszego mam oryginalny hełm zabitego żołnierza niemieckiego, którego używałem w czasie Powstania. Byłem dwukrotnie ranny w nogi i głowę.
Z przygodami
W czasie Powstania Warszawskiego miałem bardzo dużo przygód. Oto jedna z nich. Był już wrzesień. Byłem na rogu ulicy Pańskiej i Towarowej. Bardzo rano, spokojnie, artyleria jeszcze nie ostrzeliwała. Dowódca mówi do mnie: "Słuchaj "Czarny", leć tam, usiądź sobie na schodkach i poobserwuj trochę. Gdybyś usłyszał, że jadą czołgi czy idzie piechota, to pręciutko daj nam znać".
W czasie Powstania bardzo dużo było psów, które latały po ulicach. I jak tak siedziałem na tych schodkach to przyleciał do mnie taki nieduży, czarny, piesek i tak na mnie patrzył. Jeść mu nie mogłem dać, bo sam nie miałem. Pomyślałem sobie, że ja go chociaż pogłaszczę. Ja się nachyliłem, żeby go pogłaskać i wtedy nade mną przeleciała kula, która uderzyła w mur i wybiła dużą dziurę.
Musiało tak być
Sytuacja stawała się co dzień coraz gorsza. Padło Stare Miasto, Wola, Powiśle. Niemcy wzięli się za Czerniaków. W końcu Powstanie padło, bo musiało tak być. Sił mieliśmy dużo, do samego końca. Gdybyśmy mieli amunicję, żywność i wodę to byśmy się nigdy nie poddali. Jak już było wiadomo, że Powstanie Warszawskie wygaśnie to dowództwo wydało polecenie: najlepszą broń i amunicję zakopać. Powstańcy oddali Niemcom tylko stare pistolety, nic dobrego. Dobra broń była schowana, zakopana. Wtedy nikt nie myślał, że będzie trzeba dalej użyć broni, że będzie jakaś przyszłość. Po prostu myśleliśmy, żeby nie oddać jej Niemcom. Po 63 dniach walki poszliśmy do niewoli. Był taki rozkaz, że można wyjść z Armią Krajową, a kto ma rodzinę, to może z nią wyjść. Ja wyszedłem z rodziną. Znalazłem się w tak zwanym Dulagu, czyli Pruszkowie. Stamtąd zawieźli nas zakratowanymi wagonami towarowymi do Wrocławia i następnie do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen.
To poszli w stronę Odry
Byłem wyzwolony przez Armię Radziecką i Wojsko Polskie. Jak tylko przyszli to zapytali, co za jedni jesteśmy. Ano Polacy, więc oni powiedzieli: "To poszli w stronę Odry". Jeszcze Berlin się bronił. Widziałem te walki. Do Warszawy wróciłem 10 maja 1945 roku. Chociaż byłem młodym chłopcem, to nie udało mi się uniknąć aresztowania. Przechodziłem ulicą i przejechała tak zwana citroena. Wsadzili mnie do samochodu i zawieźli na ulicę Koszykową. Tam była cała siedziba Urzędu Bezpieczeństwa. Siedziałem w izolatce, gdzie nie można było usiąść, tylko trzeba było stać, bo była tak mała. Te przesłuchania były bardzo uciążliwe. Już nie chodzi o bicie, bo do tego my jako żołnierze Armii Krajowej byliśmy przyzwyczajeni i przygotowani. Oni stawiali lampę i świecili w oczy i tak mogli robić pół dnia. Co ich interesowało? Przede wszystkim w jakich oddziałach byłem, jakich miałem dowódców i kolegów. Codziennie były takie długie pytania. I to trzeba było wytrzymać. W końcu jednak znalazł się kapitan, który był w Armii Ludowej i w czasie Powstania mnie znał. Powiedział mi: "Młody jesteś, byłeś w AK, to byłeś, ja zrobię wszystko, żebyś był zwolniony". Po jakimś czasie zostałem zwolniony. Ale co przeżyłem, to przeżyłem...
W życiu trzeba mieć dużo humoru
Miałem bardzo dużo kolegów, ale dużo z nich już dawno nie żyje. Nie mieliśmy nazwisk tylko pseudonimy. Do mnie nikt nie mówił Walędzik, tylko "Czarny". Koledzy tak mówili do mnie w szkole, bo byłem bardzo śniady. I teraz też jestem "Czarny". W życiu trzeba mieć dużo humoru. To co było to trudno, to się nie wróci. Tysiące zginęło, ale polegli z honorem. Bo gdyby nie było Powstania to cały świat by powiedział, że Polacy to są ... Nie wiem co by powiedzieli, ale nic ładnego na pewno. A tak to my z honorem walczyliśmy. Powstanie Warszawskie nie udało się. Trudno. Ale walczyliśmy do końca.