Rolnicy dawno już są po żniwach, a Pani chyba dopiero zaczyna?
- Tak. U mnie sezon w pełni. Rogożynę, w odróżnieniu od zboża tnie się jesienią, od połowy października, jak woda ze stawów jest już spuszczona. Jeżdżą po nią do Bąkowca. I na tamtejszych stawach tnę. Kiedyś rogozy, czyli tych pałek rosnących nad stawami, było dużo i u nas. Ale tutaj wszystko wycinają po wodzie, ze względu na ryby. Ponoć im szkodzi.
Ile już lat wyplata Pani koszyki?
- Robię to od przeszło pół wieku. Zaczynałam jako mała dziewczynka. W wieku 7 lat moim obowiązkiem było przyszykowanie rogozy dla rodziców, którzy trudnili się wyplataniem koszyków. Zaczynałam od oczyszczania łodyg pałek. Później plotłam dna i uszy do koszyków. A że w mig pojęłam jak się plecie, zaczęłam robić i koszyki. Rodzice zobaczyli, że wychodzą mi ładniejsze niż ich, więc gdy trzeba było upleść komuś koszyk na prezent to ja się już tym zajmowałam. Teraz zastanawiam się, co będzie gdy ręce odmówią mi posłuszeństwa, co ja będę robiła, gdy nie będę mogła już wyplątać rogozy.
Rogożyna przeżywa swój renesans?
- Jest popyt na wyroby z rogożyny, co prawda mniejszy niż kiedyś. W latach 80-tych XX w. do Darownego przyjeżdżało mnóstwo handlarzy znad morza. Kupowali ogromne ilości koszyków. Nie byliśmy w stanie nadążyć robić. Były też skupy, do których można było odstawić zrobione rzeczy. Teraz na różnych imprezach ludzie z miast chętnie kupują koszyki i kapelusze z rogozy, więc chyba podobają im się takie wyroby. Klienci przyjeżdżają też do mojego domu, zamawiają kosze na zakupy.