Zdarzenie miało miejsce 3 czerwca na parkingu przy przedszkolu miejskim w Opolu Lubelskim. W zaparkowanym jaguarze zmarł 60-letni Jerzy Wysocki, lekarz.
Pochodził z Tomaszowa Lubelskiego, ale od 18 lat mieszkał w Opolu Lubelskim. Na co dzień pracował jako lekarz w pogotowiu ratunkowym w spółce Triomed. Niósł pomoc pacjentom w różnych miejscach w Polsce, do których był wysyłany.
"Kazała mi zabrać go sobie do domu"
Feralnego 3 czerwca wrócił po dyżurze do Opola Lubelskiego. Samochód zaparkował na parkingu przy ul. Przemysłowej. Z plecakiem i laptopem udał się do domu swojej przyjaciółki, z którą mieszkał, aby zostawić swoje rzeczy. Wrócił jednak do samochodu. Wiadomo, że pił piwo.
- Nie chciał przyjść do domu. Narzekał, że jest mu tak ciężko. Zadzwoniłam do jego kolegi, lekarza z Płocka, który zaalarmował policję – relacjonuje to, co się wydarzyło tego dnia pani Teresa Jąder z Opola Lubelskiego.
Przyjechał radiowóz. Jeden z policjantów wezwał karetkę pogotowia. Przyjechała ze szpitala w Poniatowej.
- Nawet nie przebadali go. Zmierzyli mu tylko saturację. Doktorka powiedziała, że jest wszystko w porządku. Zapytała go jeszcze, czy potrzebna jest mu pomoc. On odpowiedział, że nie, gdyż nigdy pomocy nie potrzebował – opowiada nasza Czytelniczka, która prosiła, aby karetka zabrała Jerzego Wysockiego do szpitala. Usłyszała odmowną odpowiedź.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).