Mieszkaniec Kraczewic popadł w tarapaty dwa lata temu. Zaciągnął około 30 tys. zł pożyczki.
- Spłacałem ją. Ciężko pracowałem. Nosiłem mleko do punktu w Kowali. Na raty miałem ze sprzedaży mleka - opowiada Wiesław Stachyra. Ale w pewnym momencie przestał je spłacać. Do jego sąsiada, który poręczył mu pożyczkę, przyszło upomnienie. A wraz z nim problemy. Ze zdrowiem i komornikiem.
Egzekucja wykonana
25 lipca 2013 r. do drzwi Wiesława Stachyry zapukał komornik.
- Przyjechało dwóch panów eleganckim samochodem. Za nimi laweta. Jeden z nich powiedział, że moja sąsiadka zgłosiła, że jestem dłużny jej pieniądze i że z mężem spłacili za mnie pożyczkę.
Okazuje się, że nie jest ona spłacona, bo komornik dopiero teraz, po dwóch latach, robi licytację - żali się rolnik z Kraczewic Prywatnych.
Byli to pracownicy Kancelarii Komornika Sądowego w Opolu Lubelskim, Agnieszki Bąk-Batowskiej. Zajęli wówczas dwie maszyny rolnicze, które znajdowały się na posesji mieszkańca Kraczewic Prywatnych. Ciągnik rolniczy i rozrzutnik do obornika. Wartość tego pierwszego wyceniona została na 3 tys.zł, drugiego na 5 tys.zł. W protokole aplikant komorniczy wpisał, że zajmuje ruchomości na zaspokojenie należności głównej - 28,2 tys.zł.
- Nie pokazali mi żadnego dokumentu na jakiej podstawie zabierają mi maszyny. Nie wylegitymowali się - wytyka Stachyra.
Kilka dni po zajęciu sprzętów dłużnik pojechał do kancelarii pani komornik.
- Wziąłem 20 tys. zł pożyczki w Nałęczowie i pojechałem razem z sąsiadką do komornika. Wpłaciłem te pieniądze temu samemu panu, który był u mnie na podwórku. Nie dał mi nic (red. pokwitowania). Gdzie te pieniądze poszły? - zastanawia się Stachyra.
Pan Wiesław jest zdesperowany. Od dwóch lat ciężko mu związać koniec z końcem.
- Ludzkie pojęcie przechodzi, co ten komornik nasz wyprawia. Tak mnie niszczy, że tylko sznurek wziąć i do lasu pójść. Pole leży odłogiem. Rzuciłem dzierżawę. Na chleb nie mam. Dobrze, że przez miedzę mam sąsiadów, którzy mnie ratują i pomagają - mówi zdesperowany mieszkaniec Kraczewic.
Z rozrzutnikiem do sądu
- Jak zabierali rozrzutnik mówiłem im, że to nie jest moja maszyna, a mieszkańca Lublina. Przyprowadził mi do naprawy. Zrobiłem kapitalny remont. Założyłem nowe burty, opony. Zabrali. Nie chcieli zaczekać na właściciela - wspomina Wiesław Stachyra.
- Żadnej umowy nie spisaliśmy. Komornik wziął jak chciał. Bogu ducha byłem winny, a straciłem sprzęt - nie kryje zbulwersowania Mariusz Zając z Lublina. Właściciel zaczął walczyć o swój sprzęt. Do sądu złożył dwa pozwy.
- Wniosłem skargę na czynności komornika. Później wniosłem kolejny środek odwoławczy. Okazało się, że zrobiłem to dwa dni po czasie. Przegrałem ze względów formalnych - mówi Zając.
Skargę na komornika rozpatrywał sąd w Opolu Lubelskim, którego wyroki wykonuje Agnieszka Bąk-Batowska. W pierwszej sprawie sąd oddalił skargę Zająca na czynność komornika sądowego.
- Zarzut skarżącego, że zajęta rzecz należy do niego a nie do dłużnika, nie może być podstawą skargi na czynność organu egzekucyjnego, który nie ma prawa badania, w jakim stosunku prawnym dłużnik pozostaje do zajętej rzeczy - wyjaśnia Agnieszka Semeryt z Biura Prasowego Sądu Okręgowego w Lublinie. A więc czy jest jej właścicielem, użytkownikiem, czy też posiada rzecz w imieniu osoby trzeciej.
- Komornik sądowy ustalając, że w miejscu zamieszkania dłużnika znajduje się rozrzutnik obornika miał wszelkie podstawy ku temu, aby uznać, że pozostaje on w jego władaniu. Tej okoliczności skarżący zresztą nie kwestionuje. W ocenie sądu skarga o uchylenie zaskarżonej czynności nie zasługiwała na uwzględnienie, co prowadziło do jej oddalenia, o czym sąd orzekł w postanowieniu - zauważa Semeryt.
W drugiej sprawie ten sam sąd oddalił powództwo Mariusza Zająca przeciwko wierzycielowi o zwolnienie od egzekucji. Powód? Powództwo wytoczone zostało po upływie terminu określonego przepisami.
Mieszkaniec Lublina o rozrzutnik walczyć dalej już nie zamierza. Choć ma możliwość dochodzenia swoich racji.
- Może on wnieść chociażby pozew o odszkodowanie przeciwko wierzycielowi wykazując tytuł prawny do bezpodstawnie, jego zdaniem, zabezpieczonej maszyny rolniczej - podpowiada Sąd Okręgowy w Lublinie.
- Odpuściłem sobie. Szkoda nerwów, czasu i jeżdżenia do Opola. Gdyby rozrzutnik był więcej warty, to bym chodził za tą sprawą dalej - twierdzi Mariusz Zając. Rozrzutnik licytowany będzie we wtorek, 17 listopada. Będzie to pierwsza licytacja.
To jest nasza praca
Poprosiliśmy komornik Bąk-Batowską o ustosunkowanie się do zarzutów podnoszonych przez naszego Czytelnika. Na pytania wysłane mailem nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Ale w tej sprawie skontaktował się z nami kierownik jej kancelarii.
- Przeciwko temu dłużnikowi prowadzonych jest kilka postępowań. Egzekucja nastąpiła na podstawie tytułów wykonawczych i wniosków wierzycieli o zajęcie ruchomości. Pan dłużnik mógł się domówić z wierzycielami, ale nie zrobił tego, albo oni nie chcieli z nim rozmawiać - mówi Arkadiusz Batowski, kierownik Kancelarii Komornika Sądowego w Opolu Lubelskim.
Jak zapewnia Batowski, mieszkaniec Kraczewic Prywatnych otrzymał od komornika obwieszczenie o sprzedaży na licytacji publicznej ciągnika.
- Odebrał je osobiście. Mamy dowód doręczenia. To było w sierpniu 2013 r. Komornik wysłał również do pana dłużnika plan podziału kwoty uzyskanej z egzekucji. To postanowienie również odebrał osobiście. Także on wie, jakie ma zadłużenie, na czyją rzecz, z czyich wniosków prowadzone i w jaki sposób te pieniądze zostały rozdysponowane - zapewnia.
Kancelaria komornicza zaprzecza, że Stachyra dokonał wpłaty 20 tys. zł i nie dostał potwierdzenia wpłaty.
- Nie ma takiej możliwości. To jest ewidentna nieprawda i szkalowanie nas - mówi Arkadiusz Batowski.
Co do zajęcia rozrzutnika i wystawienia go na licytację Batowski wskazuje, że komornik postąpiła po ludzku, bo zaczekała aż sąd wyda orzeczenie.
- Choć nie musiała tego robić. Mogła sprzedać rozrzutnik wcześniej, bo niezłożone zostało powództwo o zabezpieczenie poprzez zawieszenie postępowania w części skierowanej do tego rozrzutnika - tłumaczy kierownik Kancelarii Komornika Sądowego w Opolu Lubelskim.
I dodaje, że dłużnik mógł składać skargi, korzystać z pełni swoich praw.
- Ale nie zrobił tego. Czynności się uprawomocniły i musiały zostać wykonane. To jest nasza praca. Niewdzięczna, ale praca - mówi.