Są razem już pół wieku
Kazimiera i Tadeusz pochodzą z Chruślanek Józefowskich, a poznali się na zabawie w Idalinie.
Przyszła z innym chłopakiem, ale mi się spodobała i poprosiłem ją do tańca. Później już prawie codziennie bywałem u niej w domu. Było mi łatwiej, bo polubił mnie jej tata
– opowiada pan Tadeusz.
Sielankowe życie trwało do czasu, ponieważ Tadeusz Rychlicki musiał odbyć służbę wojskową. Często pisał listy do swojej wybranki, ale nie otrzymywał na nie odpowiedzi. Związał się więc z inną dziewczyną, ale znajomość nie trwała zbyt długo.
Miłosne perypetie
Pani Kazimiera miała powodzenie. Była ładna i miała piękne, długie włosy.
Od kiedy pamiętam dużo kawalerów się wkoło mnie kręciło. Kiedy byłam w szpitalu jako osiemnastolatka przyszło mnie odwiedzić naraz 18 chłopaków. Nie było wśród nich jeszcze mojego obecnego męża
– przyznaje.
Od czasu poznania się mieli różne perypetie. A jak było z tymi trzema narzeczonymi pani Kazimiery?
To byli narzeczeni, ale z tym jednym już zjawiłam się w józefowskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Pojechaliśmy tam we dwoje, ale bez urzędnika nie mogliśmy przecież złożyć przysięgi. Nie przyznaliśmy się do tego z ówczesnym narzeczonym, bo przecież było już przygotowane wesele. Do jego mamy zwracałam się więc "mamo" i nikt nie zauważył, że nie jesteśmy jeszcze małżeństwem
– tłumaczy pani Kazimiera.
Powiedzieli o tym następnego dnia. Kolejność się więc odwróciła z przyczyn niezależnych – po weselu miał się odbyć ślub.
Pan Tadeusz konkurował o piękną Kazimierę, więc nie tracąc czasu poszedł do tamtego narzeczonego z prośbą o pokazanie dowodu osobistego z brakiem pieczątki stwierdzającej małżeństwo.
Pokazał mi jej dowód. Rzeczywiście, małżeństwo nie zostało zawarte. Nie oddałem dokumentu i tyle go widział! Ona go dostała po dwóch tygodniach, kiedy skończył się temat ślubu z tamtym
– z urwisowskim uśmiechem wspomina pan Tadeusz.
Byli sobie pisani
Pani Kazimiera zdecydowała się na ślub z Tadeuszem. Zwłaszcza, że narzeczony wkupił się w łaski jej ojca.
Tak mi go było szkoda. Tata mu zmarł, kiedy miał rok. Poza tym miałam już 27 lat, czas na wyjście za mąż– przyznaje Kazimiera Rychlicka.
Ślub odbył się 26 grudnia 1965 roku w kościele w Bobach, udzielił go ksiądz Dominik Maj. Pojechali koniem z wozem, a wrócili saniami – tak zasypało podczas trwania ślubu. Wesele było niewielkie, ale nie to było najważniejsze. Ważne, że w końcu udało im się zejść ze sobą.
To nie było przecież takie oczywiste, tyle perypetii. Wcześniej koleżanka, u której byłam starszą druhną powiedziała "Kazia miała być Tadkowa i będzie". Miała rację
– mówi pani Kazimiera.
Adoratorzy mogli się obawiać, że pani Kazimiera nie będzie mogła mieć dzieci po przebytej chorobie trzustki. Pan Tadeusz jednak na to nie zważał.
Oczywiście chciałem mieć dzieci, ale jakąś niezbędnością to nie było. Gdyby się nie udało to wzięlibyśmy z sierocińca na wychowanie i też nie byłoby źle
– opowiada pan Tadeusz.
Mimo wszelkich obaw w 1966 roku urodziła się ich córka Małgorzata. Poród nie był łatwy, ale wszystko się dobrze udało. Po jakimś czasie zdecydowali się na drugie dziecko i w 1971 roku urodził się syn Andrzej. Mieli więc dwójkę dzieci, mogli cieszyć się swoim szczęściem. W wychowaniu dzieci pomagała mama pani Kazimiery.
Decydowali wspólnie
Wytrwałość pani Kazimiery i pracowitość pana Tadeusza sprawiały, że niczego im nie brakowało.
Chciałem, żeby żona się oszczędzała i dużo nie pracowała. Nie wytrzymywała w domu i czasem razem chodziliśmy rwać maliny. Sami uprawialiśmy zboże, sadziliśmy ziemniaki. Co to były jednak za wykopki! Kobiety smażyły bigos czy przygotowywały ser biały z kaszą gryczaną. Dla wszystkich, bo przecież sąsiedzi sobie pomagali i codziennie pracowało się na polu któregoś gospodarza we wsi
– wspomina Tadeusz Rychlicki.
Czasy było trudne, a żniwa nie takie jak teraz. Zboże trzeba było skosić kosą. Pan Tadeusz pracował także zarobkowo u innych ludzi, ale i w kraśnickim PKS-ie i firmie Agrohansa. Zajmował się również hodowlą koni. Pani Kazimiera przez jakiś czas trudniła się krawiectwem.
Podczas tych wspólnych 50 lat przytrafiały im się kłótnie, ale następnego dnia zawsze już byli pogodzeni. O wydaniu pieniędzy zawsze decydowali wspólnie, chociaż domową księgową była pani Kazimiera.
Oddawałem jej zarobione pieniądze w przekonaniu, że dobrze nimi zagospodaruje. Nigdy nie kupiła czegoś, co nie było potrzebne. Tak było prawidłowo, ja miałem za zadanie przynosić pieniądze, a ona gospodarować nimi i całym domem. Trzy węgły w domu zawsze podtrzymuje kobieta
– bez cienia wątpliwości przyznaje Tadeusz Rychlicki.