Puszczyk, który wpadł do rury kominkowej to dość niecodziennie zjawisko. Jak przebiegała próba jego wyciągnięcia?
- Nie było łatwo, ptak zaklinował się bardzo mocno. W wąskiej rurze kominkowej domu państwa Jolanty i Pawła Kusych spędził tydzień. Słyszeli odgłosy, później po kablu wprowadzili kamerkę i stąd mieli pewność, że w środku jest puszczyk. Chcieli go uratować dużo wcześniej, ale dopiero poprzez znajomego myśliwego, Radosława Solisa ze Spław, skontaktowali się ze mną. Zadzwoniłem po Straż Pożarną i rozpoczęliśmy akcję. Niestety, bezskuteczną. Pomimo dużego zaangażowania nie udało nam się wyciągnąć ptaka. Na szczęście sytuacja rozwiązała się sama.
Jak?
- Przez ten tydzień puszczyk wychudł, stał się mniejszy. Poza tym podczas próby jego wyciągnięcia próbował się poruszać i prawdopodobnie dlatego opadał coraz niżej. W końcu spadł do kominka. Wiedząc, że się tam znajduje mieszkańcy nie palili oczywiście ognia.
A Pan jako ornitolog już wiedział co robić dalej.
- Od 25 lat obserwuję ptaki, postanowiłem się zaopiekować puszczykiem. Uzyskałem na to zgodę Ośrodka Rehabilitacji w Lublinie, zawieźliśmy go także do weterynarza. Pierwszego dnia karmiłem go na siłę serduszkami, wątróbką i żołądkami. Nie zmieniałem mu diety, ale później już jadł sam. Pierwszą noc spędził w pudełku, później wspólnie z członkami Klubu Żołnierzy Rezerwy "Husarz", LOK w Opolu Lubelskim zrobiliśmy mu tymczasową budkę z opakowania po pralce. Chłopiec z tej organizacji, Mikołaj Rumiński nadał ptakowi imię, Fredi.
Jak ptak sprawował się u Pana w domu?
- Przez pierwszy dzień i noc był wyczerpany i przez to bardzo spokojny. Z czasem nabierał sił, zaczął machać skrzydłami. Przez dwie ostatnie noce już wyraźnie dawał znać, że chce wrócić do swojego środowiska naturalnego. Głośne skakanie i tłuczenie się praktycznie nie ustawało. Chciałem go wypuścić wcześniej, ale obawiałem się z uwagi na silne mrozy.
Nie było Panu żal wypuścić Frediego?
- Przez ten czas przywiązałem się do niego, pierwszego dnia po jego wypuszczeniu z przyzwyczajenia podchodziłem do budki. Na początku było pusto, ale w końcu jego domem jest las. Na pewno będę jeździł i obserwował. Myślę, że jeszcze się z Fredim zobaczymy. Nawet najlepsze warunki w niewoli nie zastąpią żadnemu zwierzęciu środowiska naturalnego. Leśnicy zamontowali dla niego budkę lęgową. Przypuszczam, że właśnie przez to, że szukał miejsca na gniazdo wpadł do rury kominkowej. A było to przecież w pobliżu lasu.