2 lipca pani Zofia zgłosiła się do Izby Przyjęć z podejrzeniem złamania lewej ręki. Czekała na korytarzu. Była sama, żadnego innego pacjenta oczekującego na pomoc nie było.
Brak zainteresowania pacjentem
Po godzinie czekania weszła do gabinetu lekarza. W środku była pani doktor i dwie pielęgniarki. I nikogo więcej.
- Poprosiłam o udzielenie mi pomocy, bo ręka bolała mnie coraz bardziej i czułam, że coraz bardziej puchnie. Na moją prośbę pani doktor odpowiedziała, abym wyszła na korytarz i czekała
– opowiada Zofia Chyl, która tym, co przeżyła przez dwa dni w szpitalu w Poniatowej była tak zbulwersowana, że postanowiła opowiedzieć całą historię nam, licząc, że skłoni ona władze spółki do przyjrzenia się temu, co dzieje się na Izbie Przyjęć i jak tam są traktowani pacjenci.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).