reklama

Czy nasze dzieci mają pić te ścieki?

Opublikowano:
Autor:

Czy nasze dzieci mają pić te ścieki? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaRodzina pani Anny Maj z Ożarowa II o wodzie płynącej z kranu może tylko pomarzyć. Co z tego, że koło domu mają studnię, jeśli woda z niej jest brudna i śmierdzi. - Gmina na prośby jest głucha. Zostaje nam tylko ludzka litość - mówią.

Pani Anna wraz z synem, córką, zięciem i ich roczną córeczką mieszka za wysypiskiem śmieci w Ożarowie II (gm. Opole Lubelskie). Jej dom stoi przy drodze, w lesie, na samym końcu wsi, który czasami można nazwać końcem świata.

Skażona woda

Mamy XXI w., a my żyjemy gorzej niż w XIX w. Gmina o nas zapomniała. Nie mamy wody, nie ma oświetlenia. Chodziłam, nie raz prosiłam sołtysa, burmistrza, aby pomogli nam coś z tą wodą zrobić. Za każdym razem obiecywali, że pomogą, że zainteresują się problemem i na tym się skończyło

- żali się mieszkanka Ożarowa II.

Lata lecą, a problem jak był nierozwiązany tak nadal jest. Rodzina Majów jest pozbawiona dostępu do czystej wody, która nadawałaby się do codziennego użytku - picia, prania, gotowania i kąpieli.

Nie mamy w ogóle czystej wody. Ta co jest w studni nie nadaje się do niczego. Woda raz jest żółta, raz szara i śmierdzi

- mówi pani Anna.

Kilka lat temu wodę ze studni położonych za wysypiskiem w Ożarowie badał sanepid.

Okazało się, że jest zanieczyszczona bakteriami coli

- dodaje.

Zdaniem naszej Czytelniczki, problem z wodą pojawił się wraz z wybudowaniem we wsi składowiska odpadów.

Od tamtej pory nie nadaje się już do picia. Jak nie było wysypiska, to mieliśmy w studni wodę czystą jak kryształ

- twierdzi Anna Maj.

Na łasce ludzi

Rodzina z Ożarowa zwątpiła w sołtysa i burmistrza. Wstydzą się ich prosić. Wodę przywożą Majom obcy ludzie. Teraz egzystować im pomaga właściciel pobliskiej szklarni, w której pracuje córka pani Anny. Rozumie on, że bez wody nie da się żyć. A co dopiero jak w domu jest małe dziecko, które trzeba codziennie wykąpać i uprać mu ubranka.

Poszedł nam na rękę. Przywozi raz w tygodniu 600-litrową beczkę. Przelewamy wodę w swoje pojemniki. I tak przez całe lato to wyglądało

- mówi Łukasz Binięda, zięć pani Anny.

On nie chce za to żadnych pieniędzy. Ale my się aż wstydzimy, więc córka odrabia to. Teraz nadchodzi zima i będziemy mieli duży problem, gdzie trzymać wodę, aby nie zamarzła

- dodaje pani Anna.

(…)

Najnowszy numer Wspólnoty już w Twoim punkcie sprzedaży.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE