Paweł K. służył w opolskiej policji cztery lata. Pracował w wydziale prewencji. Jeździł w patrolach. Jego problemy zaczęły się w 2014 r. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że po tym jak napadł i poszarpał policjantkę Dorotę D. (o niej pisaliśmy dwa tygodnie temu w art. "Policjantka z Opola z prokuratorskimi zarzutami") za to, że ta nie przyjechała po niego i nie zabrała go na imprezę integracyjną, został przeniesiony do Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Miało to miejsce 16 lutego 2014 roku. - Paweł K. został przeniesiony na własną prośbę - potwierdza asp.szt. Edyta Żur, rzecznik pasowy Komendy Powiatowej Policji w Opolu Lubelskim.
Służył najpierw w komisariacie w Bełżycach, następnie trafił do komisariatu w Niemcach. Do zachowań licujących z zawodem funkcjonariusza policji miał dopuścić się, gdy jeszcze nosił mundur.
Trzy zarzuty
Opolska prokuratura postawiła Pawłowi K. trzy zarzuty - wymuszenia czynności urzędowych na funkcjonariuszach policji, znieważenia policjantki na służbie oraz uporczywe nękanie.
Dwa pierwsze zarzuty dotyczyły zajścia, do jakiego doszło 11 listopada 2014 r. na stacji BP w Opolu Lubelskim. Policja o tym zdarzeniu nie informowała mediów.
Policyjny patrol interweniował po tym jak otrzymał zgłoszenie, że ktoś spożywa tam alkohol. Okazało się, że zawiadamiającym był Paweł K. Miał on wówczas otworzyć butelkę z piwem i żądać, aby policjanci podjęli interwencję wobec niego.
Doszło do szarpaniny. W jej efekcie K. naruszył nietykalność cielesną interweniujących policjantów. Policjantkę uderzył dłonią w okolice szyi i klatki piersiowej. Natomiast jej kolegę z patrolu otwartą dłonią w twarz. Paweł K. nie szczędził też wulgaryzmów Dorocie D. Prokurator nie miał wątpliwości, że znieważył funkcjonariuszkę policji.
Funkcjonariusz został oskarżony również o stalking, czyli uporczywe nękanie. Zawiadomienie złożył mąż policjantki Doroty D., do którego Paweł P. dzwonił i nękał smsami przez pół roku, od stycznia do lipca 2014 r.
Kontaktował się z nim osobiście wbrew jego woli, obserwował pokrzywdzonego i członków jego najbliższej rodziny, jeździł za nimi samochodem, przyjeżdżał w porze nocnej do miejsca zamieszkania pokrzywdzonego zaznaczając swoją obecność poprzez używanie sygnału dźwiękowego samochodu, wzbudzając w ten sposób u pokrzywdzonego uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia i istotnie naruszając jego prywatność - napisała w wyroku sędzia Anna Dyczewska-Lizon.
(…)
Najnowszy numer Wspólnoty już w Twoim punkcie sprzedaży.