Obecnie na Powiślu za kilogram jabłek przemysłowych skupy oferują 60 groszy. Rolnicy nie mają złudzeń – to stawka, która sprawia, że produkcja przestaje być opłacalna. – Na skupach pustki, wiatr hula po wadze. Pazerni idioci z przetwórni nie wiedzą, że za takie ceny to nie opłaci się nająć zbieracza? Sami niech sobie zbierają! – dodają sadownicy.
Sytuacja wygląda podobnie w całym regionie – zebrane relacje mówią o tych samych cenach w różnych punktach skupu. Wszędzie powtarza się kwota 60 groszy za kilogram.
Rolnicy ostrzegają, że przy takiej polityce cenowej jabłka mogą pozostać na drzewach, bo koszty zbioru przewyższają zysk. Dodatkowo wskazują na rosnące wydatki związane z produkcją – nawozy, środki ochrony roślin, energia czy robocizna w ostatnich latach znacząco podrożały.
– Nie po to cały rok wkładamy pracę, żeby oddawać owoce praktycznie za darmo – komentują sadownicy.
O sytuacji rozmawialiśmy z jednym z sadowników z gminy Wilków, Arkadiuszem Kusiem.
60 groszy za kilogram – sadownicy biją na alarm: "To już się nie opłaca!"
Ceny jabłek przemysłowych w powiecie opolskim ponownie wywołują frustrację wśród sadowników. Choć zapotrzebowanie na koncentrat jabłkowy jest ogromne, stawki skupu spadły do poziomu, który – zdaniem rolników – nie pokrywa nawet kosztów produkcji.
– W tym roku ceny z przerywki zaczęły się od 80 do 85 groszy, jabłka przemysłowe od 75 groszy. Potem systematycznie obniżali cenę o 5 groszy, aż stanęło na 60. Teraz mamy 65 groszy, ale skupy i tak były puste od towaru – tłumaczy pan Arek, sadownik z powiatu opolskiego. – W tamtym roku płacili 60 - 90 groszy. Widać, że stoimy w miejscu - dodaje.
Pogoda i koszty kontra niskie ceny
Tegoroczny sezon od początku nie rozpieszczał. Wiosenne przymrozki sięgające nawet –8 stopni oraz brak deszczu spowodowały duże straty. Nawadnianie i deszczownie przeciwmrozowe są drogie w utrzymaniu – wymagają pomp paliwowych działających na benzynę. Do tego rosnące ceny nawozów i środków ochrony roślin sprawiają, że produkcja staje się coraz mniej opłacalna.
– Cena nie jest adekwatna do pracy i nakładów finansowych sadowników. Wielu z nas żyje tylko z pola, a bank nie poczeka z ratą kredytu. To dramatyczna sytuacja – mówi pan Arek.
"Zakłady wykorzystują przewagę"
Zdaniem rolników zakłady przetwórcze i pośrednicy doskonale wiedzą, że sadownik nie pozwoli, by owoce zmarnowały się w sadzie.
– Wystarczy, że sezon jabłek przemysłowych ruszy na dobre, a zakłady w kilka dni potrafią obniżyć cenę nawet o 20 groszy. Tłumaczą, że są zasypane towarem, że nie wyrabiają z przerobem. To szukanie wymówek na siłę – dodaje pan Arek. – Sadownik w końcu i tak musi sprzedać, bo ma kredyty i zobowiązania.
Brak wsparcia i frustracja
Rolnicy z powiatu opolskiego nie ukrywają, że czują się osamotnieni. – Nie mamy żadnej pomocy ani od związków sadowniczych, ani izb rolniczych. Problem nie jest nagłaśniany. Tu potrzeba jednego silnego związku rolniczego, który będzie walczył o nasze interesy – mówi pan Arek.
Sadownicy wskazują, że potrzebne są ceny minimalne, gwarantowane przez państwo oraz odejście od unijnych regulacji, takich jak Zielony Ład czy umowa Mercosur.
Niepewna przyszłość gospodarstw
– Widzimy już dziś pola, które stoją nieuprawiane. Przetrwają tylko duże gospodarstwa. Małe, rodzinne gospodarstwa nie wytrzymają takiej presji – ocenia pan Arek.
Rolnicy podkreślają, że mimo trudności nie mogą ot tak zlikwidować sadów – zainwestowali w nowe nasadzenia, nawadnianie i infrastrukturę. – Mamy nadzieję, że w końcu przyjdzie taki czas, że rolnictwo w Polsce zacznie się opłacać. Ale z roku na rok nastroje są coraz gorsze – podsumowuje sadownik.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.