Hodowla ryb w rodzinie Mazurkiewiczów z Borowa to rodzinna tradycja. Tradycja pielęgnowana od pokoleń, która wymaga olbrzymiej wiedzy i doświadczenia.
Stawy od dziedzica
Wszystko zaczęło się w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Podwaliny pod gospodarstwo rybackie "Karp z Borowa" położył dziadek pana Wiesława Mazurkiewicza.
- Objął to w 1920 roku. Rozparcelowany został wówczas majątek dziedziców Skowerskich. Wszyscy brali ziemię, a dziadzio kupił młyn, stawy rybne i sześć hektarów ziemi – wspomina pan Wiesław.
I tak zaczęła się na dobre hodowla ryb w Borowie. Ze zbytem nigdy nie było problemów. Przed wojną wszystkie ryby odkupował tu pewien Żyd z Chodla. Dziś już czwarte pokolenie Mazurkiewiczów zajmuje się rybactwem.
Obecnie to dzieci pana Wiesława hodują ryby w stawach o powierzchni 10 hektarów. Borów wydaje się idealnym miejscem do prowadzenia hodowli. Wieś położona jest nad rzeką Chodelką, która płynie kilkanaście metrów od domu Mazurkiewiczów. Ich stawy zasilane są w głównej mierze przez własne źródła, ale uzupełnieniem są czyste wody Chodelki, która zaliczana jest do rzek górskich. Dają one możliwość hodowli zarówno ryb ciepłolubnych, typu karp, jak i ryb zimnolubnych takich jak pstrąg.
Lubią to, co robią
Agnieszkę i jej brata Włodzimierza rybactwa nauczył nie kto inny, jak tata Wiesław, który jeśli chodzi o rybactwo, jest samoukiem. Nazywają go chodzącą encyklopedią. - To tata wpoił nam pasję rybacką, miłość i szacunek do wody i ryb – podkreślają.
- Do tej pory wspiera nas technicznie, jeżeli chodzi o kopanie stawów. To on tym wszystkim się zajmuje, zarządza – przyznaje córka pana Wiesława, Agnieszka, którą w sobotę spotkaliśmy na stawach ubraną w długie wędkarskie buty. Razem z siostrą nosiły kosze z rybami, które na bieżąco dwóch mężczyzn wyławiało ze stawu. Szykowały kolejną partię do sprzedaży.
Pani Agnieszka i pan Włodek na punkcie ryb są "zakręceni". Lubią to, co robią. A pracy na stawach jest co niemiara. I to cały rok. Najwięcej od jesieni, kiedy woda ze stawów jest spuszczana, ryby odławiane na zimę do jednego magazynu, a stawy przygotowywane do kolejnego sezonu. Nie ukrywają jednak, że jest to zajęcie bardzo wymagające, a sama praca na stawach jest ciężka, czasami wykonywana w bardzo trudnych warunkach.
- Pogoda ma tu ogromne znaczenie. Gwałtowne opady mogą spowodować przerwanie wałów. Zbyt wysoka temperatura, podobnie jak tafle lodu, ogranicza tlen w wodzie. A okres handlu, to okres zimowy, praca w śniegu, lodzie, na marznącym wietrze – mówi pan Włodzimierz.
Wysiłek przynosi jednak satysfakcję. Szczególnie w postaci zadowolonych klientów, których w gospodarstwie "Karp z Borowa" przed świętami nie brakuje. Chwalą oni ryby.
- Kto raz spróbował tych ryb, ten wraca, bo smak jest wyjątkowy – mówi pan Kazimierz, który w sobotę przyjechał po pięć karpi i amura.
Liczy się tradycja i ekologia
I nie ma się co dziwić, bo gospodarstwo rybackie z Borowa jest pod stałym nadzorem weterynaryjnym. A rodzina Mazurkiewiczów zawsze stawiała na jakość. Karpie, tołpygi, amury karmione są tu tym, co naturalne, czyli zbożem – pszenicą, pszenżytem, jęczmieniem i łubinem.
- Cały czas kładziemy nacisk na tradycję i rybę ekologiczną. W przyszłości chciałabym zrobić certyfikat – zapewnia pani Agnieszka, która jak oka w głowie przestrzega jednej najważniejszej zasady. – Świętością jest, że karp musi rosnąć trzy lata. Żeby z narybku stać się następnie kroczekiem i na koniec handlówką, czyli wigilijną rybą. I to jest świętość, to musi być zachowane – dodaje.
Dla niewtajemniczonych. Narybek waży od 7 do 10 dkg, kroczek ma od 30 do 45 dkg, a handlówka od 1 do 3 kg.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.